Kwidzyński Bieg Papiernika 2017
Do Kwidzyna wyruszałem dość wczesną jak dla mnie pora, gdyż jak wiadomo jest trochę kilometrów do przejechania. W aucie same championy, Andrzej, Joanna, Mateusz, a przy okazji mieliśmy osobistego fotografa. Tak kobieta ma pasje i zawzięcie jak my. O kim mowa ? To Agnieszka Kaźmierska (AK-ska Photo). Ma kobieta talent do zdjęć, robi to, co najlepsze dla siebie i przede wszystkim dla biegaczy, bo tak naprawdę bez niej nie byłoby tylu zdjęć na moim blogu i na stronie. Jedno jest pewne. Dziękuje, zasługujesz na to Agnieszka.
W Kwidzynie meldujemy się po 9, odbieramy pakiety i się relaksujemy. Było naprawdę ciepło, chyba 30 stopni, pogoda nie sprzyjała do bicia rekordów, wiec ten cel sobie odpuściłem na koniec sezonu. Jak wiadomo mam ambicje, by wypaść dobrze, wiec postanowiłem, że polecę poniżej 39 min na 10 km. Zaliczamy jeszcze krotki spacer po miejscowości i można się szykować na bieg. Sart przewidziany na godz. 11:15. Ustawiam zegarek na wyścig, bo tak mi lepiej czas 39 i dystans 10 km. żegnam się rodzina, Agnieszka i idę na oficjalną rozgrzewkę przed startem. Miałem ze sobą do końca dużą butelkę wody, by się polewać i pic co nieco. Ustawiam się na starcie w strefie startowej 40-45, gdyż na początku była elita. Wiadomo, z nimi nie mam szans, wiec, po co blokować szybszych.
Odliczanie i wystrzał z armaty, to znak na ruszenie w trasę. Zaliczam stadion i biegnę w nieznane, a tak naprawdę w stronę Kwidzyńskich zakładów papierniczych. Tempo biegu spokojne jak planuje, jest przewaga nad cieniem, wiec jest dobrze. Wszystko idzie, jak zakładam. Pierwszy kilometr zachowawczo, nie jak zawsze prawie 3:30 na km wtedy 3:53, drugi kilometr już szybciej 3:43. Czułem się świetnie, na najbliższym punkcie z wodą biorę butelkę kilka łyków i resztę wylewam na siebie. W taki dzień jak ten to pomaga. Była patelnia. Trzeci i czarty kilometr to odpowiednio 3:59 i 3:53/km tempo trochę szarpane, ale nie ma co się dziwić, temperatura robiła swoje. Jakoś nie miałem kryzysu na trasie, biegło mi się dobrze. Piłem i polewałem się na każdym punkcie, trzeba było, inaczej by umarł na trasie. Piąty i szósty kilometr to dwa równe odcinki po 3:54/km. Może mogłem przyspieszyć, ale nie walczyłem o rekord, czułem zapas.
Siódmy i ósmy kilometr to odpowiednio przyspieszenie do 3:48/km, a później by zwolnic do 3:58. Cały czas myślę nad tym, dlaczego nie biegłem równo, czemu takie szarpane tempo przecież trasa była plaska, poza jednym nie dużym podbiegiem, ale dla mnie nieodczuwalnym. Na trasie pełno kibiców, nawet pracownicy zakładów papierniczych stali i dopingowali nas. To było wspaniałe uczucie. Pełno ludzi i prawie każdy z komórką, przez chwile myślałem, że to jakieś święto.
Dziewiąty i dziesiąty kilometr to znów przyspieszenie zarówno 3:52, jak i ostatni 3:43. Wpadam na metę, jestem szczęśliwy, że udało mi się przybiec w założonym czasie. Wspaniały bieg, organizacja na wysokim poziomie, nie ma się, do czego przyczepić. Jest super, pogoda dopisała, no wiadomo, dla biegaczy za ciepło było, ale i tak warto było przyjechać na ten bieg. Polecam każdemu, myślę, że za rok też będę, wszystko zależy, jak zakończę ten sezon. W tym starcie urzekł mnie medal, naprawdę pięknie się prezentuje. Dla takich chwil warto żyć. Po samym biegu zaliczam jezioro, wydawało się, że woda będzie zimna, a tak naprawę była ciepła. To był dobrze spędzony dzień. Wiem, że wtedy wykonałem kawał ciężkiej pracy, a to mnie przybliża do startu w triatlonie, który jest 18 czerwca. Na koniec wyniki mojej rodziny: Joanna Błoch czas 59:23 OPEN: 2152K: 358 K40: 94, Andrzej 59:20 OPEN: 2138 M:1786 M50:177.