Nowy sezon. PKO Grand Prix Gdyni – Bieg Urodzinowy
Nadejście nowego sezonu zbliżało się wielkimi krokami, uroczyste otwarcie rozpoczęło się u mnie od PKO Grand Prix Gdyni — Bieg Urodzinowy. Start przewidziany był 12 lutego o godz. 10.00. Od samego rana było wiadomo, że będzie mroźno. To nie przeszkadzało mi, by uzyskać dobry czas. Cel przed startem to zejście poniżej 39 min taki był plan minimum, spokojne otwarcie sezonu. Na starcie jeszcze szybkie skorygowanie zegarka i wybrałem wyścig, czas 38, dystans 10 km, to oznaczało, że chce zaatakować swoją życiówkę. Szczerze mówiąc, nie wiedziałem, na jakim etapie jestem w przygotowaniach do @3.Gdańsk Maraton

Trasa w tym roku była zmieniona (odwrócona), bieg zaczął się w stronę bulwaru. Ja jako zaczynając w żółtej strefie, miałem ten komfort, iż nie było tak ciasno na pierwszych kilometrach. Słyszałem, że w innych strefach było dość mało miejsca i nie wszyscy wykręcili życiówki czy dobre czasy takie jak planowali. Ja zacząłem spokojnie pierwsze kilometry, nie tak jak zawsze odpalam się na pierwszych kilometrach, a później nie mam siły na końcówkę.

Było kilka podbiegów, mnie to jednak nie przeszkadzałoby biec swoim tempem. Tak jak pisałem wcześniej, biegłem wolniej, a po 2 km przyspieszyłem, ale nieznacznie by zachować siły na resztę biegu. Było zimno. Jeszcze do tego zimny wiatr wiejący w twarz przeszkadzał większości zawodnikom, ale chyba nie mi. Czułem się bardzo dobrze. Wszystko szło świetnie, przez pewien okres biegu miałem nawet 135 m przewagi nad własnym cieniem co wskazywał mi zegarek. Było super, aż do pewnego momentu. Dobiegając do 8 kilometra, stało się coś nieoczekiwanego, czego nie mogłem przewidzieć. Złapała mnie kolka. Biegło mi się ciężko, tempo spadło, dopadł mnie kryzys. Myślałem, że nie dobiegnę, nie dam rady. Patrzę, na zegarek przewaga spada do 90 m przed własnym cieniem. Wiedziałem, nie mogę odpuścić, zostało tak niewiele, zaraz meta. Kolka w końcu mija, powracam do swojego wcześniejszego tempa. Jest znów moc widzę metę, ostatnie 500 metrów. Wiem, że jest nowa życiówka 37:31. Mijam balon z napisem meta, jest euforia, cały czas nie wierzę, w co zrobiłem. Kolejny nowy rekord w Gdyni. Kocham to miejsce, jest wspaniale, gdy widzę nowy PB. Na pewno jeszcze wrócę do Gdyni w tym roku, jedno jest pewne najbliższy start Półmaraton Gdynia. A resztę zweryfikuje czas.