TuT 42 km 2022 (relacja)
Zaktualizowano: 19 mar 2022
Ko raz biegał w Trójmieście, wie, że płasko nie jest. Tydzień po Pomerania Winter Trail wystartowałem w Trójmiejskim Ultra Tracku. Pakiet miałem z 2021 r. a to dlatego, że edycja się nie odbyła z powodu Covida.

Jako że pracowałem na popołudnie w piątek, to żona odebrała mój numer, a był to jedyny dzień, kiedy można było go odebrać. Gdy wróciłem z popołudniowej zmiany, zacząłem pakowanie na sobotę,4 żele, 2 softlaski (w jednym woda, w drugim pepsi). Poranek przed startem zaczynam od kawy i śniadania, tutaj wleciało musli czekoladowe z białkiem + orzechy, banan i jabłko. Zaliczam dwa razy toaletę i ruszamy na start Jesteśmy na tyle przed czasem, że spokojnie zdążę zrobić lekki rozruch. Bez szaleństw, bo przecież czeka mnie 42 km. Jeszcze głupawka przed starem, śmieszki, kilka zdjęć i zaraz będzie można ruszyć po naszych Trójmiejskich górkach, a nie czekajcie nad morzem nie ma górek :D. Ko raz biegł w Trójmiejskich lasach wie jak jest, a jeżeli nie, to musi się przekonać. Odliczanie i ruszamy, najpierw stromy podbieg (dawny stok narciarski), zakręt w lewo i wbiegamy w nasz piękny las. Przez pierwsze kilometry trzymam się w małej grupce, coś około 8-10 osób. Plan na ten bieg jakiś był, ale znając trasę wiedziałem ,że łatwo nie będzie. Nie zamierzałem rwać tempa tylko biegnę swoje. Pod górkę spokojnie, z górki trochę nadrabiam, a po płaskim stałe równe tempo, chociaż były momenty, gdzie oszczędzałem się na wzniesieniach. Pierwsze pięć kilometrów wyszło w dość zaskakująco szybkim tempie 4:39. W pewnym momencie myślę sobie, kiedy spuchnę, kiedy braknie sił, a może jestem dobrze przygotowany na nasz las. Co mi pozostało?
Biec dalej i trzymać się grupki, nawet myślałem, że będę trasę pokonywał sam, ale jak się później okazało miałem kompana do fajnego biegania, chociaż częściej widziałem jego plecy. Podczas biegu śmieszki, żarciki, rozmowy i tak mija kolejne pięć kilometrów, średnie tempo 4:56, przychodzi czas na pierwszego żela. Jeszcze przed pierwszym punktem żywieniowym, a wszystko po to, by się nie zatrzymywać. Dosyć długo go wyciągałem z tylnej kieszeni. Wtedy uświadomiłem sobie, że to był błąd, pakować je do tyłu w kamizelkę. Ciężko było wyciągnąć, ale jakoś poszło. Wciągam na dwa razy, daje czas by doleciał gdzie trzeba i popijam wodą. Dalej w trasie, jest dobrze, nie czuje, by łapał mnie kryzys, a może to dlatego, że to początek, bo przecież przede mną ponad 32 km. Nawet nie zauważalnie mija kolejna piątka, średnie tempo 4:43. Coś za dobrze szło, a może ostatnie treningi pokazują, że mogę powalczyć o fajny wynik podczas docelowej imprezy, jaką jest 6. Gdańsk Maraton. Nie było źle, naprawdę czułem się dobrze tego dnia. Nawet nie było sytuacji, że polecę w krzaki :D. Tu nigdy nic nie wiadomo. Narzucone przeze mnie tempo było na tyle dobre, iż mijam jednego czy dwóch towarzyszy z naszej początkowej grupki, byłem cały czas gdzieś za plecami Adama i jednego towarzysza. Jeszcze przed drugim punktem odżywczym wciągam drugiego żela energetycznego, oczywiście popijając go wodą. Po dwóch kilometrach mija kolejne pięć kilometrów, bardzo przyzwoite w średnim tempie 5:13. Lecę dalej przed siebie. Cały czas myśląc, czy dam radę utrzymać tempo na końcu.
A może uda się wyprzedzić Adama? Było na tyle fajnie, że nie zamierzałem zwalniać. Po prostu chciałem urwać kilka minut z poprzedniego Tuta. Cały czas bez kryzysów. Mijam towarzysza, z którym biegł Adam, widać, że nie wytrzymał narzuconego tempa. To było na wysokości Osowy, tam znajdował się drugi punk. Przebiegając zapytałem co serwują i czy mają golonkę, a także setkę. Bo coś człowiek by coś zjadł i wypił :D. Niezauważalnie mija kolejne pięć kilometrów, średnie tempo 4:57. Dalej jakby trasa łatwiejsza, a to dlatego, że było więcej zbiegów i można było urwać kilka sekund. Cały czas starałem się trzymać blisko Adama i może dlatego tak dobrze szło, aż na kolejnej piątce przyspieszyłem, średnie tempo 4:44. Popijam wodę i z drugiego soflaska pepsi. Jeszcze przed kolejnym punktem miałem wciągnąć trzecie doładowanie, głupi zrezygnowałem myślałem, że dam rade jakoś wytrzymam. To były złudzenia. Popełniłem błąd. Przede mną kolejny punkt odżywczy, mogłem się zatrzymać, złapać coś, co doda mi energii, ale wolałem biec dalej, bo przecież dam rade. Wyminąłem Adama, myślałem,że go zgubie, ucieknę, jak później się okazało było to tylko na chwilę. Dogonił mnie, a jeszcze na ostatnich górkach powiększył przewagę. Miedzy czasie mijają mnie liderzy z najkrótszego dystansu. Średnie tempo spadło 5:10, najgorzej jeszcze nie było, ale czeka mnie jeszcze kilka ciekawych kilometrów, a w tym najtrudniejsza część trasy. Kolejne pięć kilometrów tak się dłużyło, myślałem tylko o mecie, by coś zjeść. Międzyczasie na przemian woda, pepsi, odczuwałem swój błąd, chciałem być już na mecie. Średnio wyszło po 5:30, można powiedzieć, że znośnie jak na tę część trasy. Pozostało mi tylko odhaczać kolejne górki, prawie pod każdą podchodziłem, a tu jeszcze niecałe trzy kilometry. Dalej woda i pepsi na przemian, jakoś dobiegnę do mety nie zostało wiele. Jedno jest pewne, człowiek cały czas się uczy i więcej nie popełni szkolnych błędów. Dystans maratonu to nie przebieżka wokół bloku. Podczas maratonu w Gdańsku na pewno będę jadł i pił. Adam uciekł, był już pewnie na mecie, a mnie pozostało walczyć z lasem i górkami, nie zapominając o ostrych zbiegach. Co chwile spoglądałem na zegarek, ile jeszcze do mety. To było najdłuższe bieganie w moim życiu, nawet robiąc trening z żoną tak się nie dłuży , jest przyjemnie. Tu już nie, było miałem dość, ale myślę sobie:
Tomek poprawisz czas sprzed trzech lat. Wiec jest dobrze, ba nawet poprawisz miejsce w kategorii, dobiegniesz za naprawdę mocnymi zawodnikami. Tylko się cieszyć. Musisz czerpać z tego co robisz i patrzeć na pozytywy. Tak było, jeszcze kilka metrów ostatni zbieg i wpadam na metę. Tak możecie być pewni, byłem szczęśliwy. Ostatnie niecałe trzy kilometry dramat, średnie tempo 6:36. Całość zamykam 3:38:52 według zegarka, oficjalnie 3:39:23. Zapytacie skąd taka różnica? Zegarek kilka razy wyłączył gps podczas podejść (auto pauza). Zawody kończę na wysokim 5 miejscu w klasyfikacji generalnej, a także jako 4 mieszkaniec Trójmiasta. Do wspomnianego Adama straciłem około 4 min. Na koniec pozostaje niedosyt, kategorie wiekowe dublowały się z open. Wszystko fajnie, ale po co komuś dwie statuetki, za open i kategorię? Nie przepadam za dublowaniem nagród i tyle. No dobra, a teraz kilka pozytywów. Trasa bardzo dobrze oznaczona, punkty, nie odwiedzałem ich, ale słyszałem, że było wszystko czego potrzebował biegacz, wolontariusze naprawdę pomocni. Meta, gorący posiłek, owoce, cola, czekolada, piwko :D (dzik), do tego trzy ogniska, naprawdę wypas. Prysznice, tak były 250 m dalej w szkole, skorzystałem, gdyż czekała mnie jeszcze praca. No i oczywiście nie można zapomnieć o wyczynie żony. Pokonała swój pierwszy półmaraton, na nie łatwiej trasie z wieloma dzikami, górkami z naprawdę fajnym czasem. Jestem szczęśliwy i dumny. Ps. Adam dzięki za kilometry, chociaż przez większość czasu byłem za twoimi plecami, było warto!
